poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 1

W całym domu unosił się zapach świeżej kawy, a z kuchni dobiegała cicha muzyka. Usiadłam na wielkim łóżku, powoli postawiłam stopy na podłodze, i od razu ruszyłam w stronę drzwi. Zbiegłam po schodach, po czym usiadła w jasnej kuchni. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok moich ulubionych naleśników z czekoladą, od razu nałożyła kilka na talerz.
- W tym roku masz sumy -gwałtownie odwróciłam się, stał za mną mój starszy o 6 lat brat - Viktor. Na jego widok szybko wstałam i rzuciłam mu się w ramiona. - Spakowana?
- Pewnie. Już od kilku dni -na mojej opalonej twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Odwiedziesz mnie?
- Po to przyjechałem - powiedział chłopak przytulając mnie z całych sił. - A i mam coś dla Ciebie - uśmiechnął się szeroko puszczając mnie z objęć. Złapał mnie za rękę, a drugą wolną dłonią zakrył mi oczy. Zaprowadził mnie do salonu i odsłonił oczy. Na środku pokoju leżało jakieś prostokątne pudełko owinięte w szary papier. Kucnęłam przed zawiniątkiem i zaczęłam rozpakowywać prezent. Moim oczom ukazała się całkiem nowa miotła, jedna z najlepszych. Nic nie powiedziała tylko rzuciłam się bratu w ramiona.

Rozglądałam się za swoją przyjaciółką Melissą, ale nigdzie jej nie widziałam. Jedyne co zauważyłam to dwójkę chłopaków, a przy nich grupkę dziewczyn. Wpatrywały się w nich tymi maślanymi oczami z myślą, że któryś z nich jakąś zechce. Naiwne.
- Kto to? - zapytał Viktor patrząc na nich - Co jak co, ale mają branie.
- To James Potter i Christian Williams - powiedziałam cicho, dalej rozglądając się za przyjaciółką - Panowie Hogwartu. Powiedzą słowo i większość dziewczyn ich. Pobawią się nią chwilę i rzucają.
- Wsiadaj do pociągu - rozkazał brat. Pocałowałam go w policzek i wsiadłam do pociągu. Szłam przez korytarz, ciągnąc za sobą walizkę z ubraniami i trzymając pudełko z nową miotłą. Większość miejsc już była zajęta. Zatrzymałam się przed jednym z przedziałów, w którym siedziała dwójka chłopaków.
- Można? - zapytałam, otwierając drzwi. Dwóch chłopaków popatrzyło się na mnie w tym samym momencie. Dopiero wtedy zobaczyłam, że to Albus Potter i Scorpius Malfoy. Dwaj najlepsi przyjaciele od pięciu lat. Albus to młodszy brat pana i władcy Hogwartu, jednak on nie jest taki jak on. On jest normalny. Został przydzielony do Huffelpuff'u, co odróżnia go od reszty Potterów. Malfoy w przeciwieństwie do swojego przyjaciela jest ślizgonem., zresztą jak chyba wszyscy z jego rodziny.
- Pewnie - powiedział Albus, uśmiechając się szeroko. - W sumie i tak siedzielibyśmy sami. - popatrzyłam na jego przyjaciela, on raczej w ogóle nie cieszył się, że będę z nimi siedziała, ale nic nie powiedział. W sumie po co mu kolejny puchon w przedziale? Pudło z miotłą ostrożnie położyłam na półce z bagażami, a walizkę schowałam pod siedzenie.
- No to w tym roku mamy sumy - powiedziałam, by przerwać niezręczną ciszę.
- Może nie będę najgorzej - stwierdził Al patrząc raz na mnie raz na swojego przyjaciela, który wciąż nie wypowiedział ani jednego słowa.
- SŁODYCZE, HERBATA, KAWA! SŁODYCZE, HERBATA, KAWA! - usłyszałam głos kobiety, która co roku sprzedaje nam słodycze w pociągu.
- Kupujecie coś? - zapytał Albus, Malfoy zaprzeczył ruchem głosy. - Ja też nie. A Ty? - popatrzył na mnie pytająco
- Ja chyba coś kupię - powiedziałam wstając i ruszając w stronę przesuwnych drzwi. Wyszłam, rozglądnęłam się za kobietą i ruszyłam w jej stronę. Akurat zatrzymała się przy jednym z przedziałów.
- Poproszę trzy czekoladowe ... - zaczęłam
-  Herbatę - usłyszałam męski głos z chrypką. Popatrzyłam w stronę chłopaka. Moim oczom ukazał się Christian. Podał pani kilka dwa złote galeony - Chciałaś coś kupić? - popatrzył na mnie, czekając aż kobieta naleje mu herbaty do plastikowego kubka.
- No tak i w sumie już bym kupiła, gdybyś się chamsko nie wepchał - warknęłam
- No jaka szkoda - powiedział z ironią, biorąc kubek i wchodząc do przedziału.
- Chciałaś coś, złotko? - powiedziała słodkim głosem starsza kobieta.
- Tak. Trzy czekoladowe żaby - odpowiedziałam dając jej kilka monet.
- Proszę - podała mi to o co prosiłam, po czym udałam się na swoje miejsce. Rzuciłam chłopakom po jednej czekoladowej żabie.

Wszyscy weszliśmy do wielkiej sali. Melissę zobaczyłam dopiero, kiedy siadała do stołu Gryfonów. Usiadłam obok Albusa. Przyglądałam się wszystkim pierwszakom, byli tacy wystraszeni, zestresowani. Jakiś chłopkiem usiadł na krześle, McMaggonagal nałożyła na jego głowę Tiarę.
- Gryffindor - powiedziała Tiara, a wszyscy gryfoni zaczęli głośno klaskać. Potem następne kilka dzieci, następne i następne. Dyrektor ogłosił dość długie powitanie, przedstawił nowych nauczycieli i poinformował piątoklasistów o sumach, a siódmioklasistów o omutemach. Kiedy dał już spokój, wszyscy rzucili się na jedzenie.
-Tylko ja mam tyle godności, żeby nie rzucać się na jedzenie jak jakieś zwierze? - mruknęłam pod nosem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz